Dwa dni temu – o czym pisałam już na Facebooku– zobaczyłam pierwsze w tym roku kwitnące drzewo migdałowca. To kolejny znak, że zima jest już powoli w odwrocie. Dziś na blogu muszę jednak powrócić do wydarzeń z grudnia i stycznia. Z braku czasu nie udało mi się wcześniej opublikować podsumowania ostatnich tygodni. Będzie dziś zatem o najsmaczniejszym naleśniku na świecie, sangrii na ciepło, wizycie u Neptuna, Kraka i…wiele więcej. Zapraszam!
1. Polska Wigilia w rytmie flamenco
– To chyba jakieś szwedzkie urodziny – usłyszałam szepczącą koleżance do ucha Hiszpankę. Tymczasem obie panie były świadkami polskiej Wigilii w jednym z najbardziej tradycyjnych tawern w Sewilli. Dzięki uprzejmości właścicieli lokalu, nasza mała, 20-osobowa polska społeczność w stolicy Andaluzji mogła przynieść do knajpki tradycyjne świąteczne potrawy i cieszyć się z nadchodzącej Wigilii przy dźwiękach kolęd w rytmie flamenco.
Ta pani ze zdjęcia była jedną z atrakcji wieczoru. Przyszła w połowie świętowania, stanęła na podeściku i zaczęła się wydzierać. Śpiewać znaczy. Myślę, że nawet ja tak nie fałszuję, a słuchu nie mam za grosz. Ku zaskoczeniu, zebrani Hiszpanie byli wniebowzięci, a my…nie wiedzieliśmy jak reagować. Okazało się, że Pantojita przychodzi i wykrzykuje śpiewem w tej tawernie od jakiś dwudziestu lat. Jest tam już legendą. Posłuchajcie tego, od minuty 5:10. Aż się chce napisać: “serio?!”.
No, serio…
2. Sangria…na ciepło
Wiecie, czego mi brakuje w Andaluzji? Grzańca! Tego, żeby wyjść do knajpy i móc sobie zamówić do tapas szklaneczki grzanego wina. Wiem, że przez większość roku jest tutaj za ciepło na ten napój, ale tak od listopada do końca lutego byłby idealnym sprzymierzeńcem w walce z chłodem i brakiem centralnego ogrzewania.
W Sewilli znam tylko jedno miejsce w którym serwują grzańca. Lokal prowadzi starszawy Austriak. Co ciekawe napój cieszy się sporym powodzeniem, ale wśród obcokrajowców i tylko garsteczki sewilczyków. Za każdym razem gdy proponowałam znajomym Hiszpanom degustację grzańca, spotykałam się z niechęcią. Jestem w sumie ciekawa, dlaczego tak jest. W końcu grzaniec, to taka trochę podgrzana sangria, prawda? Taki zimowy odpowiednik popularnego w Hiszpanii napoju…
No cóż, na szczęście nadrobiłam w Polsce zaległości. Znalazłam też przepis z którego chętnie korzystam w domu w Sewilli. Spróbujcie koniecznie, sprawdzony!
3. Tour de Pologne
Drugą połowę grudnia i pierwszą połowę stycznia spędziłam w Polsce. Poza odwiedzinami w rodzinnej Bydgoszczy, zajrzałam do kilku miejscowości od Bałtyku, po Tatry. Przy okazji miałam okazję spotkać się z kilkunastoma Czytelnikami bloga. Zazwyczaj umawiamy się w Sewilli podczas Waszych wakacji. Tym razem to ja byłam w podróży, a Wy byliście gospodarzami.
Zaczęłam od przesympatycznej wizyty w Toruniu, by następnie pojechać do Trójmiasta. I wiecie co? Tak fajnie nam się rozmawiało w sopockim barze tapas, że zabrakło czasu, żeby pospacerować się po molo. Ba! ja nawet nie widziałam morza w trakcie całego pobytu!
W Trójmieście zorganizowaliśmy dwa spotkania. Pierwsze we wspomnianym barze Tapas de Rucola w Sopocie.
Drugie spotkanie zorganizowaliśmy w centrum Gdańska. Na koniec umówiłyśmy się, że w podobnym gronie spotkamy się w trakcie Semana Santa w Sewilli. Jeśli ktoś z Was ma podobne plany, to proszę dać znać. Na pewno zorganizujemy jakieś wspólne wyjście.
Na trasie “Tour de Pologne” znalazł się również Kraków, Warszawa oraz Zakopane. W tym pierwszym mieście spędziłam zaledwie kilka godzin, ale za to jakich! Zaczęłyśmy od obwarzanka na Rynku i gorącej czekolady z wiśniówką. Potem był spacer w okolice Franciszkańskiej i Wawelu. Dzięki Beacie zobaczyłam cudowne bożonarodzeniowe szopki. Takich jak w Krakowie nie ma nigdzie indziej!
Kolejny przystanek: Kazimierz i spotkanie w większym gronie. Był grzaniec i kilka przemiłych godzin rozmów. A na koniec…zapiekanka! Szczerze mówiąc bardzo niedawno dowiedziałam się, że to jest coś, co na krakowskim Kazimierzu trzeba spróbować. Uwielbiam takie kultowe zagryzki.
Zakopane. Jeśli chodzi o wizytę w Tatrach, to napiszę tak: żądam trzech Gwiazdek Michelin dla szefowej kuchni z Hotelu Górskiego na Kalatówkach! Mało które danie przebija smakiem naleśniki bryndzowe, które tam serwują. Grillowane oscypki z żurawiną też tam mają pyszne. Zupę grzybową również. Ojej. Kocham to miejsce.
Pobyt w Polsce zakończyłam przemiłym spotkaniem w Warszawie. Znów zabrakło czasu na dłuższy spacer, ale trudno. Spędziłam z Wami fantastyczny czas i to się liczy najbardziej. Dziękuję wszystkim tym, którzy znaleźli czas, żeby się ze mną spotkać. Do zobaczenia już niedługo!
4. Powrót do ciepła
Ja to mam szczęście. Gdy byłam w Polsce, pogoda dopisywała. Marzył mi się co prawda śnieg na Święta, ale ogólnie nie mogę narzekać. Nie lubię niskich temperatur i udało mi się je ominąć. Już drugi rok z rzędu wyjechałam spowrotem do Hiszpanii na krótko przed powrotem do Polski srogiej zimy. U Was zrobiło się -20ºC, podczas gdy w Sewilli mogliśmy się cieszyć +20ºC.
Niestety 20ºC w styczniu to rzadka przyjemność. Dziś na przykład padało prawie przez cały dzień. Jest jednak nadzieja, że wiosna nadejdzie szybciej niż się tego spodziewamy. W sklepach rusza powoli sezon na truskawki. Dla mnie to już prawie oznaka nowej pory roku. Jeszcze tylko troszkę i znów będzie pięknie i słonecznie. Tak bardzo już nie mogę się doczekać.
5. Flamenco w sztuce
Jedną z największych niespodzianek stycznia była przesyłka, jaką otrzmałam od Jowity z Olsztyna. Z Jowitą znamy się od dwóch lat osobiście, choć korespondujemy ze sobą nieco dłużej. To jedna z tych wspaniałych znajomości, które pewnie nigdy by się nie narodziły, gdyby nie blog. Od czasu, gdy prowadzę bloga, lista znajomych i przyjaciół powiększyła mi się kilkunastokrotnie. To największa motywacja, żeby nigdy nie przestać pisać.
Jowita jest artystką: tańczy flamenco, pisze wiersze, maluje. Jak pięknie – sami zobaczcie poniżej.
Dziękuję Ci i do zobaczenia w Sewilli na Ferii de Abril!
Tym barwnym akcentem kończę moje zimowo-instagramowe podsumowanie. Najbliższe tygodnie spędzę w rozjazdach. Powoli rusza sezon turystyczny, więc powrócą częstsze podróże po Andaluzji. Szykuje się także nieco dalsza służbowa podróż, do Angoli. Ale o afrykańskich planach napiszę innym razem.
17 comments
Świetne te obrazy. Chcę kontakt do Pani Jowity! 🙂
Podeślę Ci na priv 🙂 Sama już się zastanawiam, czy nie dać zlecenia Jowicie na kolejne obrazy, bo fajnie mi się komponują w mieszkaniu 😀
Co do pogody, to też wyczekuje już wiosny, w Kordobie podobnie jak w Sewilli, deszczowo i pochmurno. Truskawki miło wyglądają, ale ja nadal jeszcze pomarańczami się staram nacieszyć 🙂
A sewilską Wigilię też miło wspominam 🙂
I słusznie, Madziu, bo tutejsze pomarańczki są dużo smaczniejsze niż truskawki, więc trzeba się nimi cieszyć jak najdłużej 🙂
Szkoda, że musiałam Was na Wigilii tak szybko opuścić, no ale w innym przypadku pewnie nie wstałabym na samolot 😛
Pamiętam, że jakoś niedługo znów będziesz w Sewilli, więc daj znać 😀
Tak, zgadza się w niedługim czasie będę w Sewilli 🙂 Dam Ci znać.
Następnym razem, jak będziesz odwiedzać pół Polski, polecam Wrocław 🙂
We Wrocławiu byłam ostatnio chyba w 1997 r.,tuż po powodzi 🙁 Jak już wrócisz z Andaluzji, to obiecuję Cię tam odwiedzić 🙂
Niesamowite są te obrazy 🙂 Po prostu bajka!
Dzięki 🙂
Widać, że zrobiłaś sobie rundkę przez całą Polskę. Fajnie spotkać się ze znajomymi.
Podoba mi się pomysł zorganizowania polskiej wigilii, można poczuć namiastkę domu rodzinnego, a przy okazji miło spędzić czas.
Piękne obrazy.
Dla mnie to był “mój pierwszy raz” na Kazimierzu. Nie wiem, jak było kiedyś niestety, ale teraz urzekła mnie jego atmosfera i mnogość fajnych knajpek. Nie wspominając o zapiekankach 🙂
Zapiekanka w Krakowie to podstawa:) Wogóle Kaziemierz się bardzo zmienił przez ostatnie lata i to świentne miejsce na night out…Fajnie że udało Ci się zaliczyć to co najważniejsze..
Ojej, nie wiedziałam, ze Sangrię można na ciepło! 🙂 Zwykle piję w gorące dni, na ochłodzenie, z lodem i pomarańczami. Muszę spróbować grzańca! 😀
Widzę, że pobyt w Polsce udany – nie dziwię sie, że tęsknisz np. za oscypkami z żurawiną, które równiez uwielbiam.
I zawsze, ale to zawsze gdy jestem w Krakowie kupuję obwarzanka z serem :)))
Ojej! Nie znałaś grzańca? Nie jest to dokładnie podgrzana sangria, raczej moje skojarzenie, bo oba napoje składają się z czerwonego wina i owoców. Spróbuj koniecznie!
Superowe zdjęcia 😀 Teraz mam ochotę na oscypki…
Ja mam zawsze 🙂
Mnie też zawsze brakuje pysznego grzańca jeśli zimową porą wywieje mnie gdzieś za granicę. Wino z korzeniami to jest to. Może to patent dla naszych rodaków na emigracji, aby serwować coś takiego we własnych knajpach? 🙂
Ta zima nie jets taka zla 😛
Calkiem przyjemnie !! 🙂