– Jedź za owcami. O tam, w górę. Na samą górę – krzyknął do mnie starszy jegomość z wypalonym do połowy papierosem. No dobrze. Skoro tak, to pojadę za tą beczącą i brzęczącą głuchymi dzwoneczkami gromadką. Don Pedro, don Pepe, czy jak starszemu panu mogło mieć na imię – wyglądał na miejscowego. A skoro miejscowy, to na pewno wie, gdzie znajduje się ich najcenniejszy towar eksportowy – znane na całym świecie wiatraki Don Kiszota. Nic, tylko jechać za owcami w górę porośniętego wyschniętymi trawami wzniesienia.
Przez kolejne kilka minut przed oczami miałam tylko kołyszące się beżowo – szare zadki owiec i znikającą gdzieś z przodu sylwetkę pasterza z białą czapeczką.
Dookoła pusto – trawy, trochę ostów i zapach kurzu wdzierający się do samochodu przez uchylone okno. Aż trudno uwierzyć, że na samym dole byłam świadkiem eksplozji kolorów. Dominowała czerwień maków, ale nie tylko. A teraz, im wyżej tym smutniej.
Na rozwidleniu dróg stadko podreptało w prawo, a mi przyszło obrać odwrotny kierunek, bo w oddali po lewej majaczyły już wapienne sylwetki młynów, które dzięki powieści Cervantesa zrobiły zawrotną karierę na światową skalę.
Istnieje co prawda więcej miejsc, w których zobaczyć można typowe dla La Manchy wiatraki, ale podobno to właśnie te – w Campo de Criptana – zainspirowały Cervantesa i to właśnie z nimi usiłował walczyć Błędny Rycerz Don Kichot.
– «Fortuna sprzyja naszym zamiarom bardziej, niżbyśmy pragnąć mogli. Oto patrz tam, przyjacielu Sanczo Pansa, gdzie ukazuje się trzydzieści lub więcej potwornych olbrzymów, z którymi zamyślam stoczyć walkę i wszystkich życia pozbawić; łup po nich niechaj będzie początkiem naszego wzbogacenia się, jest to bowiem słuszna wojna i doniosła służba boża znieść tak podłe nasienie z oblicza ziemi.» – powiedział don Kichot do swojego giermka.
Współcześnie nie ma tu już trzydziestu wiatraków, a jedynie dziesięć. A w ich wnętrzach – informacja turystyczna, muzea i wystawy oryginalnych maszynerii. Za wejście do każdego z wiatraków trzeba zapłacić 0,60€.
I gdy tak stałam i patrzałam na te wiatraki, zaczęłam się zastanawiać, kto był bardziej szalony: don Kichot, który chciał walczyć z wiatrakami, czy my wszyscy turyści, którzy ściągamy w to miejsce, mimo, że Błędny Rycerz na prawdę nie istniał?
Te wiatraki bardzo malownicze i przyjemne, nie widzę powodu, by z nimi walczyć 😀
@Ewa: tak to jest jak się czyta za dużo książek 😛
No ale mi tam potworów nie przypominały:)
Chociaż w sumie pomyśl, ciemna noc, księżyc ledwo świeci zza chmur, wicher wieje i takie wiatraki kręcą się. Stoisz w oddali i widzisz wielkie, skrzeczące potwory wymachujące łopatami…
@Ewa: Hmm, w sumie byłam za dnia…może w nocy faktycznie bardziej bym się wczuła w rolę don kichota 🙂
śliczne:) ja podziwiałam te w Consuegrze, tam jeszcze za wejście nie trzeba płacic;)
Los molinos son gigantes que hay que derrotar,
Rosinante es el mejor corcel,
y Sancho es arrogante y justiciero
y Dulcinea es el amor…
@marta: ja niestety dotarłam do Consuegry po zamknięciu…Ale z zewnątrz były równie ładne!
@nonnobis: No to sobie pośpiewaliśmy:)…dla innych podsyłam link:)
http://www.youtube.com/watch?v=w4tFzD13hmc&feature=player_embedded#at=86
Przepraszam
To było w formie podziękowania za kolejną ciekawą relację:)
@nonnobis: a kolega za co przeprasza? 🙂
Ja tą bajkę chyba za młodu widziałam i nawet nie przypuszczałam że 25 lat później w realu zobaczę te wiatraki:)
Kurtuazyjnie:)
Musieli powtarzać tę bajkę, bo ja też w dzieciństwie widziałem.
Ale wiatraków w realu nie:( Tak jak w Nerja nie byłem…
Piękne kolory na tym polu 🙂 Czasem mijaliśmy takie super fioletowe plamy gdzieś przy drodze i zastanawiałam się cały czas, co to takie fioletowe. Z botaniką u mnie kiepsko ;P
Magia Legendy!
🙂
@nonnobis:
«Musieli powtarzać tę bajkę, bo ja też w dzieciństwie widziałem.» – No to mnie odmłodziłeś:)
«Tak jak w Nerja nie byłem» – oj niedobrze, niedobrze:)
@(KK): to tak jak u mnie…nadal nie wiem, co to jest…
@Aldona: tak jest!
Moja ukochana Kastylia 🙂 ja całe życie walczę z wiatrakami 😛 ale dobrze mi z tym 🙂 Pozdrawiam!!!!