
Późną jesienią Andaluzja nabiera kolorów – na drzewach czekają na zbiory dojrzałe pomarańcze. Fot. (cc) – vreimunde
To była końcówka listopada. Astronomiczna zima miała nadejść dopiero za trzy tygodnie, a ja już marzyłam o utopieniu wyimaginowanej Marzanny i pożegnaniu chłodnych i zbyt krótkich dni. Nigdy nie lubiłam zimy i nie zmieniła tego nawet przeprowadzka na południe Europy. Wiem, że nie powinnam narzekać, bo andaluzyjska zima to nic w porównaniu z tą w Polsce. Sprawdza się jednak porzekadło, że przyzwyczajenie jest drugą naturą. Przez większość roku jest tutaj gorąco i słonecznie, więc grudniowe i styczniowe spadki temperatur jawią mi się teraz niczym mrozy na Syberii. Nawet, jeśli te «mrozy» oznaczają +10ºC.
Jest na szczęście coś, co sprawia, że andaluzyjska zima staje się bardziej znośna. Pod koniec listopada wszędzie robi się pomarańczowo. Choć za oknem panuje chłód i nieprzyjemny wiatr, to widok drzew uginających się od ciężaru dojrzałych cytrusów nastraja bardzo optymistycznie.
Nie trzeba jechać na wieś, żeby nacieszyć się widokiem dojrzałych pomarańczy. One rosną niemal w każdym andaluzyjskim mieście, zwłaszcza w Sewilli. Według ostatnich szacunków, w stolicy Andaluzji rośnie już 40 tys drzew pomarańczy, które w grudniu cieszą oko nie tylko owocami, ale również bożonarodzeniowymi dekoracjami. W Polsce upiększamy choinki, a w Andaluzji – palmy i drzewka pomarańczowe.
«Miejskie» pomarańcze są kwaśne, jak cytryna – to taki specjalny gatunek owoców, z których wyrabia się praktycznie tylko dżemy- ale nie ma co wybrzydzać.
Noc pomarańczy
W Sewilli mamy taki mały polski & babski klubik. Działania klubu nie są zbyt ambitne, bo opierają się głównie na gotowaniu, jedzeniu i piciu, ale tamtej nocy przeszłyśmy same siebie. Bez wchodzenia w szczegóły – z dnia na dzień stałyśmy się właścicielkami prawie 100 kg pomarańczy i trzeba było coś z tym faktem zrobić.
Wymyśliłyśmy więc, że zorganizujemy «Noc pomarańczy» podczas której będziemy pichcić dżemy, wino, drinki i ciasta bazując się przede wszystkim na tych owocach.
Postanowiłyśmy zmierzyć się z przepisem na owiane już legendami sewilskie wino z pomarańczy. Dla mnie to oczywiste – być w Sewilli i nie spróbować wina z pomarańczy z tawerny u Peregila jest jak pobyt we Włoszech bez degustacji pizzy. Mam nadzieję, że kiedyś będę tak mogła napisać i o winie naszej roboty. Póki co czeka jeszcze na pierwszą degustację w piwniczce u Agnieszki.
Sewilla słynie w Europie z dżemów z pomarańczy. Mam kilku ulubionych producentów, ale szczerze mówiąc, nasz dżem też wyszedł przepyszny. Jedyna różnica jest taka, że te dostępne w sklepach wyrabiane są przeważnie z gorzkich pomarańczy, które rosną m.in. w andaluzyskich miastach, a nasze dżemy powstały z owoców zebranych kilkanaście dni wcześniej w tradycyjnym gaju pomarańczowym.
Ciepły rogalik posmarowany dżemem z pomarańczy to prawdziwy raj w gębie. To taki mój mały sprzymierzeniec w walce z zimową depresją.
Gotowałyśmy i jadłyśmy chyba do 4 nad ranem, a pomarańczy i tak została cała masa. Na brak witaminy C na pewno nie będziemy mogły tutaj narzekać. Zbliża się jednak sezon na truskawki (pierwsze «giganty» już pojawiły się w sewilskich sklepach), więc chyba nadchodzi czas, żeby pomyśleć o truskawkowych przepisach i zorganizowaniu «Truskawkowej Nocy».
Przepis na wino z pomarańczy
Pora, abym zdradziła Wam nasz sekretny przepis na wino z pomarańczy. To nie jest przepis, z którego korzystają producenci wina, które tak bardzo wszystkim smakuje w tawernie u Peregila, ale przemiłe francuskie małżeństwo, które podzieliło się z nami tym przepisem zapewniało, że wino powstaje rewelacyjne. Nasze jeszcze «leżakuje», ale wygląda i pachnie bardzo zachecająco.
Składniki:
3 litry białego wytrawnego wina
0,5 l spirytusu
6 pomarańczy i 2 cytryny
400 g cukru
1 laska cynamonu/ wanilii
Przygotowanie. Do dużego naczynia wlać wino, spirytus oraz wspać cukier. Przykryć i odstawić na 24 godziny. Następnie pokroić owoce w plasterki, przekroić je na pół i dorzucić do płynu. Dodać cynamon lub laskę wanilii (my dodałyśmy i jedno i drugie). Zamknąć hermetycznie i odstawić na 6 tygodni w chłodnym miejscu. Po upływie 6 tygodni można rozlewać do mniejszych butelek i rozpocząć degustację.
Smacznego!
niesamowite kolory ! aż mam ochotę na pomarańcze 🙂
Prawda, z takimi kolorami jakoś da się przetrwać zimę 🙂 Mimo wszystko czekam już na wiosę 🙂
Wino, wino pomarańczowe! 🙂 Czekałam na ten wpis 😉 Ooo i widzę, że w bonusie jest też dżem pomarańczowy, na pewno taki domowy z pomarańczy prosto z drzewa musi być przeeeeepyszny! Uwielbiam pomarańcze!!! 🙂
Oj tak, dżemik był pyszniutki, chociaż marzy mi się następnym razem iść do gaju i zrobić takie przysmaki z owoców dopiero co zerwanych z drzewa. Takie to dopiero muszą świetnie smakować 🙂
Oh Aneczko, ale Wam fajnie :)) ta ciepła zima 🙂 te pomarancze! Moje ukochane owoce. Narobiłaś mi smaku, że hohooh :))
Miło, że jesteś, Aldonko 🙂 Mam nadzieję, że już niedłuo wszystko się jakoś poukłada i damy radę się w końcu spotkać 🙂 I też zrobimy sobie taki pomarańczowy dzień 🙂
Ale mi się zachciało takiego wina!!! Mniaaaaam! 🙂
Coś czuję, że w sierpniu zamiast zwiedzać Sewillę zasiedzimy się u Peregila na winie 😛
Bardzo pomarańczowo i apetycznie się zrobiło na blogu. Trochę mi szkoda, że w Sewilli nie piłam pomarańczowego wina.
Pozdrawiam 🙂
Mam nadzieję, że jeszcze będziesz miała okazję to nadrobić. A jeśli nie masz w najbliższym czasie planów wyjazdu do Andaluzji, zachęcam do zrobienia takiego winka w domu 🙂
Może przyjedziesz do Barcelony i też zrobimy sobie taką noc?? Znam parę osób które by się chętnie zapisały 🙂
Monika, jestem ZA 🙂 Jeszcze nie wiem kiedy, ale z przyjemnością bym do Was wpadła. Mam parę nowych horrorów do opowiedzenia :p
Mam ochotę zrobić takie winko…ale może lepiej pomarańcze i cytryny obrać ze skórki żeby pozbyć się goryczy? 🙂 Czekam na koniec sesji i biorę się do roboty. Świetny artykuł Ania, no i pomysł na noc pomarańczy. Ostatnio rzadko tu bywam i tęsknię za twoimi wpisami. Zawsze pozytywnie mnie zaskakujesz. Pozdrawiam!
Hmm, może faktycznie? Zobaczymy, jak wyjdzie nam to winko 🙂 Jeśli wyjdzie zbyt gorzkie, to następnym razem zrobimy bez skórek. Choć z drugiej strony to kultowe winko od Peregila jet właśnie aromatyzowane skórkami z pomarańczy i goryczy nie ma żadnej…Będziemy testować, aż dojdziemy do wina «doskonałego» 🙂
Mam nadzieję zaskoczyć Cię miło jeszcze nie raz!Do przeczytania!
Ja też czekałam na wpis o winie pomarańczowym! Muszę się zabrać do roboty 🙂
A te pomarańcze na drzewach w połączeniu z bożonarodzeniowymi lampkami wyglądają obłędnie, jak pierwszy raz byłam w Sewilli wtedy w grudniu to nieziemsko się tym zachwycałam 🙂
A będzie jakiś wpis o Polsce? Bo też trochę pojeździłaś po kraju 🙂
Ja na początku się trochę śmiałam i dziwiłam…no jak to, lampki na palmach i drzewach pomarańczy…ale prawda jest taka, że Jezus przyszedł na świat właśnie w otoczeniu palm, a nie choinek 🙂
O Polsce będzie! Wykorzystam fotki z Instagramu, żeby zrobić comiesięczne podsumowanie. Coming soon 🙂
Aniu 🙂 Ślicznie dziękuję za przepis. W poniedziałek ruszam z produkcją 😉
Cudownie! Będzie akurat czym świętować nadejście wiosny! Smacznego!
O kurczę, to sobie rzeczywiście dogodziłyście:) zazdroszczę zimy +10:)
Bardzo, bardzo pomaranczowo sie zrobilo, ach jak milo poogladac, (poczytac tez. , kiedy za oknem szaro buro i nijako. Marmolada z gorzkich sewilskich pomaranczy, to jedna z moich ulubionych slodkosci, jesli dodac do tego scona ,clothed cream, i herbatke, to juz w ogole niebo w gebie!
Chyba też takie winko przyrządzę 🙂
Koniecznie 🙂 I proszę dać znać, jak wyszło!
Och, jak dobrze, że już jestes na blogu!
Do tego wkroczyłaś z iście cytrusowo – odświeżającym postem! 🙂
Muszę przyznać, ze same zdjęcia sprawiły, że poczułam w ustach smak pomarańczy :0
Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejne wpisy 🙂
Muszę pomyśleć nad czymś równie optymistycznym, żeby przegonić zimową depresję 🙂
Do napisania i przeczytania już wkrótce!
Tek tak myślę. Sama świeżość i rozkosz te pomarańcza
To byla fantastyczna » pomarañczowa noc » .Tak jak pisze Ania pomarañcze towarzysza nam caly rok na ulicach w Sevillii .Jeszcze pare tygodni i zaczna kwitnac kwiaty roznoszac wszedzie cudowny zapach a teraz rozkoszujemy sie owocami prosto z drzewa .To zupelnie jest inny smak ja te przywiezione transportem np do Polski .Uwielbiam patrzec teraz na te pomarañczowe kuleczki wiszace na drzewkach jak male sloneczka wsrod zielonych lisci .
Marta, nie ujęłabym tego lepiej 🙂 «Małe słoneczka wśród zielonych liści»- uwielbiam!
Faktycznie te uliczne cytrusowe drzewka mają w sobie magiczną moc – wystarczy na nie spojrzeć i od razu i humor lepszy, i na duszy raźniej. Z taką ilością pomarańczy jak ta Wasza to faktycznie można nieźle zaszaleć. Ja sobie napełniam torbę pomarańczami i cytrynami albo podczas spacerów z psem, albo podczas rowerowania :). Taka jestem, ooo! 🙂
Hehe, no Wy tam w Murcji też nie możecie narzekać na brak pomarańczy 🙂 Z Twoich okolic to ja mam wspomnienie drzew, na ktorych obok siebie rosły i cytryny i pomarańcze. Ot, taki wybryk natury…albo genetyki 🙂
Strasznie tęsknię za pomarańczowymi drzewkami z Walencji, które miałam zaraz pod domem.
Ależ pięknie! aż by się tam chciało być teraz zaraz. Szkoda, że w naszym klimacie nie ma szans na pomarańczki 😉
Pani Aniu
Ja coraz bardziej jestem uzależniony od Hiszpanii.
Myślę że zacznę od środkowej Hiszpanii, Madrytu, i miejscowości wokół, a później gdzie nogi poniosą.
Te drzewa pomarańczowe rosnące w mieście to brzmi jak bajka, i wino pomarańczowe, super!
Ciekawi mnie niezmiennie, jak Pani odbiera tak zwany kryzys w Hiszpanii, słyszę, że bezrobotnych jest ponad 40 % młodych, czy to prawda? jak się zachowują ludzie, w tej sytuacji?
Pozdrowienia, Tomek
Zima w Hiszpanii to dobry pomysł. Uwielbiam pomarańcze, dla mnie to najlepsze owoce. Masz bardzo ciekawe artykuły, aż chcę tam zamieszkać.
Przypadkowo znalazłem ten blog, ciekawy. Z uwagi na to że planuje w Hiszpanii dłuższy pobyt jest mi bardzo pomocny. Interesują mnie obszary koło Kadyksu.Czy poradzisz mi jak się tam zainstalować.