Na ziemi – właściwie gdzie popadnie – siedzieli studenci. Setki młodych ludzi pochylało się nad laptopami, gitarami, książkami. Jedni coś tam do siebie nucili, inni ze skupieniem stukali w klawiatury. Jeszcze inni z zawziętością dyskutowali o nadchodzących egzaminach. Dwóch Japończyków grało w szachy. Hiszpanki skubały ziarna słonecznika.
Wystarczył krótki slalom między grupkami żaków, żeby usłyszeć kilkanaście różnych języków. Taka mała studencka Wieża Babel w samym sercu historycznej Salamanki.
Dopiero po kilku chwilach zdałam sobie sprawę z architektonicznego uroku tego miejsca. Ze wszystkich stron otaczały mnie eleganckie domy z rzędami arkad. W centralnym punkcie stał ładny osiemnastowieczny ratusz. W wielu mieszkaniach drewniane okiennice były szczelnie pozamykane. Sjesta? Czy może nikt już tam nie mieszka?
Moją uwagę zwróciły niewielkie balkony. Jeszcze w połowie XIX w. służyły jako loże podczas organizowanych na placu walk byków. Potem – wzorem innych hiszpańskich miast – korridę przeniesiono na arenę.
Po raz kolejny obeszłam plac dookoła. Wszystko dlatego, że na parterze pomiędzy łukami wypatrzeć można medaliony z wizerunkami słynnych Hiszpanów. Jest Cervantes, Krzysztof Kolumb i cały poczet kastylijskich monarchów. W sumie ponad pięćdziesiąt medalionów rozlokowanych wzdłuż wszystkich ścian Starego Rynku.
Oksford, Paryż…Salamanka!
Panująca w mieście studencka atmosfera wcale nie jest przypadkowa. Akademickie tradycje miasta sięgają wielu wieków. Mniej więcej pięćset lat temu Uniwersytet w Salamance cieszył się prestiżem porównywalnym ze szkołami wyższymi w Oksfordzie, Bolonii, czy Paryżu. Jest też najstarszym uniwersytetem w Hiszpanii – założony został w drugiej dekadzie XIII w.
Historia pewnej żaby

Co ma żaba do czaszki? Fot (cc) – denibaptista
Żaba jest symbolem Salamanki. Aby się o tym przekonać wystarczy wejść do któregokolwiek sklepu z pamiątkami. Wizerunki tego zielonego płaza są niemal wszędzie: na breloczkach, koszulkach, długopisach, zeszytach. Do najbardziej «oryginalnych» należą maskotki żab przebrane w stroje torreadora.
Płaz stał się symbolem miasta dzięki temu, że w XVI w. jego kamienny wizerunek trafił na fasadę głównego budynku Uniwersytetu. Legenda mówi, że kto odnajdzie rzeźbę, ten ma zagwarantowane powodzenie na studiach oraz szczęście w miłości.
Jest tylko jeden problem. W gąszczu barokowych ornamentów i rzeźb wcale niełatwo ją dostrzec, a tylko samodzielne odkrycie gwarantuje zdane egzaminy i szczęśliwą miłość. Spójrzcie na zdjęcie poniżej, widzicie żabę?
Tyle mówi na ten temat legenda. Pewnie gdyby nie wspomniana wcześniej Hiszpanka nigdy nie poznałabym prawdziwego znaczenia kamiennej żaby. Bynajmniej nie chodziło o egzaminy i nadzieję dla złamanych serc…
Chodziło raczej o ostrzeżenie przed rozwiązłym życiem, które mogłoby doprowadzić studentów do chorób wenerycznych, a w konsekwencji do śmierci. To dlatego żaba została wyrzeźbiona na trupiej czasce symbolizującej śmierć.
Kiedy zwiedzaliśmy uniwersytet, widzieliśmy przewodniczkę, która miała super patent: najpierw kazała swojej grupie samodzielnie szukać żaby, a kiedy nie dali sobie rady, wskazała im ją… zajączkiem z lusterka 🙂 Musiała mieć to świetnie wyćwiczone 🙂
@(KK): A to pomysłowo wymyśliła:)
Ale egzaminów zwiedzająca grupa już nie zda:)
Miałam przyjemność spędzić jeden semestr w Salamance, też lubiłam siadać na Plaza Mayor z książkami i szykować się do egzaminów, zawsze panowała tam fajna atmosfera. Szkoda tylko, że pogoda nie jest tam tak andaluzyjska, zimą trzeba było się chować do barów. Jednak piękne wspomnienia pozostaną. Żabę pokazała mi koleżanka, egzaminy zaliczyłam,więc pewnie legenda uwzględnia tylko Hiszpanów, nie Polaków, hihi. Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie, niecierpliwie czekam na kolejne artykuły. Karolina
@Karolina: nic tylko pozazdrościć! sama z przyjemnością bym spędziła kilka miesięcy w Salamance. Studenckie czasy już za mną, ale może kiedyś?:) pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za ten artykuł. Salamanca to jedno z mych marzeń (tak tak, wiem, tak piszę o każdej hiszpańskiej destynacji, do której nie dotarłem i iestto już nudnem, mógłbym się lepiej postarać), nie udaję wcale, że pierwszy raz słyszę o tym mieście, ale Autorka, co nie jest żadnym odkryciem, znów wspaniale przekazuje obrazy i wrażenia (co u fanatyków tylko pogłębia głód… na razie na drugą część;). Czy to prawda, że przypomina Zamość (albo raczej, że Zamość przypomina Salamankę?) Tak pisano w l. 30-tych, gdy Polska była jeszcze niezniszczona, a Hiszpania właśnie w czasie wojny (w S. już po wojnie)…
@Karolina: «Szkoda tylko, że pogoda nie jest tam tak andaluzyjska» – ależ, nie licząc 1500 000 000 000 innych zalet, to, że nie wszędzie w Hiszpanii jest Andaluzja, jest właśnie fajne:) Frío, co jak się upieram, nie da się po prostu przetłumaczyć jako «zimno», tak jak chorizo nie jest kiełbasą a gazpacho chłodnikiem (no dobra, z braku laku w zwykłych sytuacjach frío może pozostać zimnem, natomiast chorizo kiełbasą nie będzie nigdy w życiu, denne porównanie, ok), jest elementem konstytutywnym Hiszpanii peninsularnej, jest czymś, bez czego Hiszpania nie byłaby sobą, frío z pewnością musiało się odbić na hiszpańskiej kulturze jak huhuhanaszazimazła na polskiej i frío należy kochać:)
I nie jest to tylko moja opinia, w czasie pieszej wędrówki do Grobu Apostoła miałem przyjemność poznać Kanaryjkę (¿tak się mówi o dziewczynie z W. Kanaryjskich?), która bardzo chwaliła Peninsulę za zimno, właśnie takie jak «teraz» czyli na przełomie sierpnia i września, bo to tak, panie, wicie, rześko i fogle. Bo frío to ja, rozumisz tego, lubię, a na Kanarach nurmalnie w życiu nie uświadczysz, a znowuż bez frío, panie tego, bida, wstyd y sromota.
Tagże frío jak najbardziej ok, mówią nam źródła krajowe i zagraniczne.
Topsz, ale wracając do ad remu, @Aniu – ogromne dzięki raz jeszcze, dzięki wręcz masochistyczne, boż to teraz weź człeniu zaśnij spokojnie z taką tęsknotą w sercu. Sin embargo cudownie choć duchem się tam znaleźć.
Pozostało zatym czekać na kolejny odcinek
Musi być super 😉 zapowiada się ciekawie.
@nonnobis: Cała przyjemność po mojej stronie:)
Nie chcę «dobijać», ale Salamanka okazała się jednym z najmilszych zaskoczeń całej podróży po Hiszpanii, bo po Galicji i Asturii wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać, że będzie zielono, bardzo klimatycznie i odpowiednio dla miłośników przyrody…ale Kastylii i León się trochę obawiałam, bo nie jestem specjalną fanką miast, wolę małe zagubione wioski, campo z oliwkami gdzieś na uboczu…A tu taki szok! Z resztą cała Kastylia mnie zaskoczyła pozytywnie, Burgos, León, Zamora, Segowia, Avila…coś pięknego. A Salamanka ma w sobie niezwykły klimat, ktory łączy historię i teraźniejszość, wspomnienie dawnej chwaly i ożywczego studenckiego charakteru…choć pewnie latem, gdy studenci jadą do domu jest nieco inaczej. Ja trafiłam akurat na lokalną fiestę, idealną pogodę i wspaniały koncert copli na starym rynku późną wieczorową porą. Jak będziesz się tam wybierał to daj znać, bo ja już szukam pretekstu żeby tam wrócić:)
ps. Hmm, w sumie nie wiem, czy mówi się Kanaryjki:) Na pewno nie Kanarki:P Ja się tak właśnie zastanawiam, czy mogłabym żyć na Wyspach Kanaryjskich, takie 25C przez cały rok jest kuszące, ale pewnie z tym jest jak z wszystkim w życiu…może się znudzić, bo liczy się perspektywa, a także oczekiwanie, aż w końcu będzie lepiej:) Nawet lubię jeździć do Polski w samym środku zimy, żeby potem znów cieszyć się słońcem Andaluzji…
@Aldona: Tak! Cudowne miejsce!;)
@Aniu, dzięki, wspaniała reklama Salamanki i Kastylii znaney y nieznaney! Tzn ja lubię i miasta, i prowincję, i trochę już wiem czego się po Hiszpanii i Kastylii spodziewać, więc nie oczekiwałbym rozczarowań akurat od Salamanki, ale i tak wierzę:)
Tak, tylko jak usłyszała, że fríolubni winni odwiedzać Polskę, najlepiej jeszcze w zimie, bo dane klimatyczne takie i takie, to wyszło na to, że frío i owszem, ale bez przesady.
http://www.elmundo.es/elmundo/2011/10/01/castillayleon/1317490371.html 😉
@Czu: Ooo!!!!Dziękuję za podrzucenie linku, nie wiedziałam!