Niemal cały lipiec spędziłam w Sewilli. Po dość intensywnym i licznym w podróże czerwcu przyszła pora zwolnić nieco tempo. Nie oznacza to jednak, że w moim życiu nie wydarzyło się nic ciekawego. Wręcz przeciwnie! Dzięki wizytom bliższych i dalszych znajomych z Polski był to prawdopodobnie najciekawszy lipiec od czasu, gdy sześć lat temu przeprowadziłam się do stolicy Andaluzji. Pora zacząć przegląd miesiąca w oparciu o zdjęcia, które opublikowałam na Instagramie.
1. Wakacje w Niemczech
Podobnie jak końcówkę czerwca, trzy pierwsze dni lipca spędziłam u rodziny pod Frankfurtem. I wiecie co? Cieszyłam się, że mogłam poznać nowe miejsca, smaki, ludzi. To oczywiste. Nie przypuszczałam jednak, że aż tak dużą atrakcją będzie dla mnie…deszcz i burza!
Z każdym rokiem coraz gorzej znoszę sewilskie upały. Gdybym mogła to wyjechałabym na cały lipiec i sierpnień na Grenlandię. Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że turyści odwiedzający Sewillę latem narzekają na 40-sto stopniowe upały mniej niż ja. Gdy byłam w Niemczech, temperatury sięgały maksymalnie 25C. Dla mnie to był prawdziwy raj! Na padający z nieba deszcz cieszyłam się, jak dziecko z wizyty w Legolandzie. Śmieszne, zwłaszcza że w Polsce zawsze narzekałam na brzydką pogodę…
2. Autostopem z Krakowa do Sewilli
Magda nie przestaje mnie zaskakiwać. Poznałyśmy się dwa lata temu w Oviedo. Ja byłam czytelniczką jej bloga, ona studiowała wówczas w stolicy Asturii. Napisałam do niej emaila i umówiłyśmy się, że gdy zawitam na północ Hiszpanii to spotkamy się na szklaneczkę cydru. I spotkałyśmy. Od tamtej pory bywamy w kontakcie. Najczęściej wtedy, gdy po tygodniu jazdy autostopem Magda zajeżdża do mojego mieszkania w Sewilli.
Trasę Kraków- Sewilla pokonała już autostopem po raz trzeci. Zawsze podróżuje sama, ale nigdy nie jest sama. Magda ma niesamowitą zdolność przyciągania do siebie pozytywnych i niebanalnych ludzi. Z resztą sami zerknijcie do niej na bloga “Thousands of Human Faces”. Uwielbiam słuchać jej opowieści: o tym, jak mieszkała z Cyganami na Sacromonte, spała pod gołym niebem na jednej z plaż, czy jak pewnego dnia zamiast w Hiszpanii obudziła się w Szwajcarii.
W drodze powrotnej do Polski Magdzie towarzyszyło…świńskie kopytko. Ot, taka pamiątka z podróży, którą obiecała koledze. Jeśli gdzieś w Europie mignęła Wam w zeszłym miesiącu postać rudowłosej dziewczyny z przewieszonym przez ramię świńskim kopytkiem, to już wiecie. To właśnie była Magda, która wracała autostopem z Sewilli do Krakowa.
3. Flamenco, flamenco…
W lipcu miałam przyjemność spędzić sporo czasu z trzema tancerkami flamenco, które przyjechały na miesiąc do Sewilli z…Polski. Żeby było jeszcze ciekawiej, dwie z nich pochodzą z mojej rodzinnej Bydgoszczy.
W zamian za przemiłe towarzystwo zabrałam dziewczyny do kilku lokali z kategorii “o nich nie piszą w przewodnikach” i w ktrych wystarczy czasem jedno tupnięcie lub jedno pstryknięcie palcami, żeby rozpoczęła się szalona flamenco-impreza.
Z dumą napiszę, że dwukrotnie to właśnie nasze polskie dziewczyny rozkręcały tańce i śpiewy. Niejeden sewilczyk przecierał oczy ze zdumienia patrząc, jak Dorota, Kasia i Agnieszka radzą sobie z ich regionalnym tańcem.
4. Poznaję sekrety korridy
W trakcie jednej z flamenco-imprez poznałam Fernando, który od 18 lat pracuje na sewilskiej arenie korridy. Opiekuje się bykami, które kilka godzin po przywiezieniu z hodowli biorą udział w walce. Gdy opowiedziałam mu czym się zajmuję i że w ostatnim czasie sporo czasu poświęcam na lekturę dotyczącą walk byków, Fernando postanowił zaprosić mnie na mającą odbyć się kilka dni później wieczorną korridę.
Nie ukrywam, że miałam sporo obaw. W Sewilli mieszkam od 6 lat, ale na korridę odważyłam się pójść tylko raz. Wyszłam zresztą z niej zapłakana i zła, że do dziś praktykowana jest taka okrutna forma rozrywki.
Tym razem jednak chciałam się skupić na innych aspektach korridy. Chciałam odnaleźć “to coś”, co sprawia, że walki byków kochają miliony osób na świecie. Chciałam odkryć jej “drugie dno”, które od wieków inspirowało malarzy, poetów i pisarzy. Może już niedługo będę w stanie wyjaśnić Wam nieco więcej na ten temat. Póki co sama się uczę i sporo obserwuję.
Czekając na rozpoczęcie korridy, poszłam do pobliskiego baru na szklaneczkę piwa. Po drodze “wpadłam” na idących do pracy torreadorów. Zrobiłam szybkie zdjęcie i uciekłam. Gdzieś słyszałam, że torreadorzy nigdy nie mogą przebierać się w świecące stroje w obecności kobiet, bo to przynosi pecha. Nie wiem, co myślą na temat robienia im zdjęć przed walką, ale w razie czego wolałam usunąć się z drogi. W świecie korridy jest wiele zabobonów i rytuałów. Nie chciałam niczego popsuć swoją niewiedzą. Nawet, jeśli nie wierzę w tego typu rzeczy.
5. W Domu Piłata
Dom Piłata to jeden z najładniejszych pałaców w całej Sewilli. Uwielbiam kontrast, jaki panuje w jego wnętrzu: z jednej strony zobaczyć tutaj można kolorowe ceramiczne płytki kojarzące się ze sztuką Maurów, a z drugiej strony wewnętrzne dziedzińce pełne są rzymskich rzeźb.
Choć z nieba lał się żar, postanowiłam zabrać tam moją mamę, która tradycyjnie przyleciała do mnie w lipcu z odwiedzinami. Obfotografowałam cały pałac, więc już niedługo możecie spodziewać się na blogu relacji.
5. Moje imieniny świętuje…cała Sewilla!
Hiszpanie raczej nie świętują imienin. 26 lipca dostaję co prawda mnóstwo wiadomości z życzeniami, ale w 99% pochodzą od znajomych z Polski. Nie mogę jednak narzekać. Pod koniec lipca w Sewilli, w dzielnicy Triana, organizowana jest ogromna fiesta ku czci Świętej Anny.
Na jednej z ulic, która ciągnie się wzdłuż rzeki, ustawianych jest kilkadziesiąc namiotów, w których kupić można tapas, piwo, wino i inne przysmaki. Ponadto organizowane są liczne koncerty flamenco, a także przedziwne zawody o świńskie kopytko polegające na tym, że trzeba przebiec po drewnianym kiju wysmarowanym tłuszczem w celu ściągnięcia przyczepionej na końcu chorągiewki. Zapraszam do przeczytania relacji z zeszłorocznych zawodów.
Ponieważ namioty te są stosunkowo niewielkie, zabawa przenosi się na chodnik. Wieczorem 26 lipca przychodzi tutaj tak wiele osób, że ciężko jest się w ogóle przecisnąć z jednej strony ulicy na drugą. Co roku się śmieję, że akurat moje imieniny świętuje ze mną cała Sewilla.
6. Jak trenują torreadorzy?
Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda trening torreadorów? Aby się tego dowiedzieć pojechałam do andaluzyjskiej miejscowości El Puerto de Santa María.
Oprócz treningu “na sucho” z czerwoną muletą, albo różowo-żółtą kapotą, toreadorzy mają do dyspozycji…plastikowe byki na kółkach. Wygląda on trochę, jak zwykła taczka zakończona łbem byka. Partner z zespołu jeździ dookoła torreadora naśladując ruchy zwierzęcia. Szczerze mówiąc wygląda to czasem dość śmiesznie.
Bywa też tak, że trenerzy biorą do rąk po prostu plastikowe rogi i w ten sposób odgrywają rolę rozwścieczonego byka.
Ponieważ nie samą korridą i plastikowymi rogami żyje człowiek, po zrobieniu kilku zdjeć poszłam skosztować największy “skarb” El Puerto de Santa María – manzanillę. To nic innego, jak dość mocne białe, wytrawne wino produkowane na tym obszarze.
W taki oto smakowity sposób mogłam uczcić koniec kolejnego, bardzo udanego miesiąca…
Czuję się światowym włóczykijem, skoro o mnie piszesz 😀
U mnie w książce też będzie o Tobie, Rudoróżu 🙂 Niech świat się dowie o Twoich kopytowych wyczynach, buahaha!
Bo obrosnę w piórka i następnym razem przyjadę samolotem 😛
Co to, to nie! żadnym samolotem 🙂 Bo nie wpuszczę do “Twojego pokoju” 😛
Pozyjemy, zobaczymy (: Wiesz, jak dostanę na samolot, tak jak ostatnio na pociąg, to cholera wie, jak i gdzie to się skończy 😀
Do Arabii Saudyjskiej to OK, leć samolotem, ale do Andaluzji ma być autostop. Nie zabijaj klimatu 😀 I co mi potem będziesz opowiadać, o kanapkach na pokładzie? 😛
Ale fajny lipiec Aniu! .. ciekawie z tą corridą i treningami do niej . może by tak wymyślili jakiegoś mechanicznego byka co by się nie znęcali nad tymi jeszcze żywymi :^) ..bardzo lubię Hiszpanię ale nie trawię corridy .. no ale czego się można spodziewać po kimś kto nie pałaszuje mięsiwa :^))
serdeczne pozdrowienia .. i troszkę ochłody i deszczu
Dziękuję, Piotrze 🙂 Wiesz, takie podsumowanie miesiąca dużo mi daje, bo pozwala “z boku” spojrzeć na to co się wydarzyło i pomyśleć, hej, to był udany miesiąc! Ja mięso pałaszuję, ale też ciężko jest mi to pojąć…ale próbuję, zawzięłam się i chcę się dowiedzieć w czym tkwi fenomen corridy…Zobaczymy, co z tych poszukiwań wyniknie! Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Madziu, następnym razem chętnie do Ciebie dołączę. Pozdrawiam.
Ooo! to Ty też lubisz autostopem jeździć? 🙂
Ja zapraszam, choć jak wiadomo powszechnie – samemu najlepiej ((:
No ja tam sama bym nie chciała 🙂 No, ale jak to napisałam w tekście, Ty zawsze podróżujesz sama, ale nigdy nie jesteś sama !:)
Korrida jest chorą tradycją i nie wyobrażam sobie, że może być jakiekolwiek logiczne usprawiedliwienie faktu, że miliony ludzi to kręci. Nie wiem jak bezdusznym człowiekiem trzeba być aby się tym jarać, naprawdę w głowie mi się to nie mieści!!!
Piękna trasa autostopem, niezłe wyzwanie, gratulacje!
A ja właśnie uparłam się, żeby zrozumieć o co właściwie chodzi z tą korridą, nawet będąc jej dość mocną przeciwniczką. Skoro przyszło mi tutaj żyć, to za punkt honoru postawiłam sobie próbę zrozumienia tutejszej mentalności i zwyczajów. Paradoksalnie okazuje się, że nikt tak nie podziwia i kocha byków, jak sami matadorzy i hodowcy…To był dla mnie dość duży szok, jak na początek. Póki co, czytam, podglądam i sama chwytam za muletę, żeby lepiej to wszystko zrozumieć…
Obiecuję, że jeśli zostaniesz matadorem to będę zmuszona zerwać wszelkie kontakty i zażądać natychmiastowego zwrotu książki 😉
Hehe, myślę, że zostanę co najwyżej matadorem plastikowych byków na taczkach 🙂
Jak zwykle ciekawa relacja wydarzeń 🙂
Co do korridy to też nie mogę pojąć fenomenu popularności tak brutalnej rozrywki. Oczywiście jestem przeciwko takim “zabawom”, tak samo nie podoba mi się hiszpański zwyczaj bitwy na pomidory, jak dla mnie jest to marnowanie jedzenia, ale to kwestia raczej wychowania.
Patrząc na historię, ludzie zawsze lubili krwawe rozrywki, chociażby starożytność i walki niewolników czy zwierząt na arenach. W innych epokach też znalazłyby się tego typu przykłady. Współcześnie częste, aczkolwiek nielegalne walki psów i wiele, wiele innych. Ludzka natura niestety ma też swoje ciemne oblicze.
Masz rację, nie da się wszystkiego wytłumaczyć nieśmiertelnym argumentem “to część kultury”, “tak było od wieków”. Gdzieś tam w środkowej Hiszpanii była fiesta polegająca na zrzucaniu z wieżyczki…kozy. Niby też element lokalnej kultury, ale jakoś niewyobrażalne było, żeby w XXI w. nadal je tolerować. Jeśli chodzi o korridę znalazłam kilka argumentów łagodzących. Chodzi głównie o to, że gdyby nie było korridy, to zniknęłyby hodowle, które są siedliskami przeróżnych innych zwierząt, także takich, które sa na wyginięciu. Hodowle są niemal równie nietknięte i dziewicze, jak parki narodowe. No, ale o tym to napiszę w zupełnie innym wpisie, będzie okazja do przedyskutowania kilku spraw 🙂
Z pewnością chętnie i o korridzie poczytam. Zresztą lubię wszystkie Twoje wpisy, cóż już niedługo sama będę mogła się przekonać jak to się żyje w Hiszpanii i poznać chociaż jakiś skrawek kultury 🙂
Pamiętaj, żeby dać znać jak już będziesz, to zabiorę Cię na jakieś flamenco party i moje ulubione tapas:)
Obiecuję – będę pamiętać 🙂 I dam znać 🙂
Super! pozdrawiam!
Aniu .. wiesz że moje ciało jest w Bydgoszczy ale moja głowa w Sevilli i serce także
Wiem, wiem, Dorotko 🙂 Ale wiem też, że Ty tu jeszcze wrócisz i niejedną imprezę w Quitapesares rozkręcisz:) Obiecuję, że następnym razem zatańczę z Wami sevillanas, heh!
Koniecznie!!!!!!! ćwicz ja akurat od dziś przez 3 dni prowadzę warsztaty z sevillanas właśnie 🙂
Fajnie, choć mi nauka zajmie pewnie bliżej 3 miesięcy niż 3 dni 🙂 Ale może przy wsparciu wina z pomarańczy jakoś dam radę 🙂
Aniu, po winie z pomarańczy to łykniesz 4 sevillanas w 1 dzień 🙂 Pozdrów od nas Perejila i Qitapesares….:)
Obawiam się, że jeszcze nie poznałaś się na moim braku talentu do flamenco:) Nawet 8 win będzie miało ciężkie zadanie. Ale będę walczyć 🙂 Pozdrowię! We wrześniu przyjeżdża tutaj kilku moich znajomych, więc na pewno poszlajamy się w Quitapesarowskich klimatach…Szkoda, że nie będzie komu rozkręcić tańcowania :(((
Fajny blog, polecam mój – Nauka hiszpańskiego w Szczecinie: http://www.hiszp-szczecin.ehost.pl
Miałaś kolejny bardzo ciekawy miesiąc 🙂 Trochę zazdroszczę, bo u mnie wyjątkowo lipiec był w tym roku pozbawiony ciekawych wyjazdów, a ostatnie upały i duża ilość pracy trochę mi dawały w kość i brakowało mi energii, ale mam nadzieję, że za jakiś czas się to zmieni…
Ja mam podobnie teraz w sierpniu….No nic, trzeba liczyć, że szybko wrócimy do naszego wyjazdowego rytmu 🙂 Nie masz ochoty wpaść do Andaluzji? 🙂
Na nudę w lipcu nie możesz narzekać :). Też kiedyś miałam okazję “uczestniczyć” w treningu torreadorów, ale tradycyjnej corridzie mówię stanowcze nie. Nikt nigdy żadną siłą mnie tam nie zaciągnie 🙂
No i w sumie się Ci nie dziwię 🙂 Treningi są wystarczająco ciekawe i żadna krew się nie leje na szczęście 🙂